Problem pijanych kierowców z innej strony

Z danych zebranych przez Komendę Główną Policji wynika, że w roku 2011 wszczętych zostało prawie 150 tys. postępowań karnych przeciwko osobom prowadzącym pojazdy w stanie nietrzeźwości. Poprzednie lata były niewiele lepsze, zbliżony do tego poziom utrzymuje się od kilku dobrych lat. Na nic zdają się apele policji, surowe (choć czy na pewno?) kary, akcje społeczne z udziałem mniej lub bardziej znanych osób itp.

Za prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwości grozi kara grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat 2. Poza tym kierowca obowiązkowo traci prawo jazdy na okres od 1 roku do 10 lat. Jeśli kierując pojazdem w stanie nietrzeźwości sprawca spowodował wypadek w którym są zabici lub ciężko ranni sąd orzeka dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych. Polacy niespecjalnie się tym przejmują i dalej ochoczo zasiadają za kółko po spożyciu alkoholu. Skąd może wynikać taki stan rzeczy?

Zwykle wskazuje się na mentalność społeczeństwa, czyli powszechne przyzwolenie na picie i siadanie zaraz po tym za kierownicę. U niektórych alkohol to codzienność od wielu lat – urodziny, imieniny swoje czy też połowy rodziny, chrzciny, wesela, pogrzeby, święta, weekend, początek wakacji, koniec wakacji, zwycięstwo ulubionego zespołu, koncert itp. Pijemy dużo, często i z reguły bez głębszego celu, no ale mówi się, że trzeba się odprężyć, doładować, zresetować, a okazja ku temu zawsze się znajdzie. Często na te imprezy wybieramy się samochodami z rodziną lub znajomymi. Im nawet do głowy nie przyjdzie, aby zwrócić uwagę kierowcy, aby ten powstrzymał się od picia alkoholu. Sam późniejszy bohater wydarzeń też się w końcu łamie – sok czy woda przez gardło już ciężko przechodzą, a alkohol to co innego - idzie gładko, niczym paliwo do baku. Późniejsze dylematy (o ile w ogóle się pojawiają) typu wracać następnego dnia czy zamówić taksówkę przegrywają z naczelnymi zasadami Polaków w takiej sytuacji:

  • nic się nie stanie, jestem ostrożnym i nieomylnym kierowcą
  • to tylko kilkaset metrów, parę kilometrów i będę na miejscu
  • jest późno, Policji i tak nie będzie
  • innym się udaje, więc dlaczego mi miałoby się nie udać itp.

Tłumaczenia kierowców, którym się jednak nie udało są różnorodne, najczęściej myśleli, że alkoholu w organizmie już nie ma albo jest w dużo mniejszym, bezpiecznym stężeniu. Linia obrony skruszonych kierowców przed nieuchronnym zakazem prowadzenia pojazdów jest z reguły taka sama. Królują w niej standardowe argumenty – kierowca jest jedynym żywicielem rodziny, musi dojeżdżać do pracy, na zakupy, do szkoły itp., ma odwiecznie chore dzieci czy żonę w niekończących się ciążach wymagających częstych hospitalizacji, kulawego psa, który pilnie potrzebuje weterynarza, niedomagającą teściową itp. Paletę powodów, dla których kierowca uważa, że nie powinien stracić prawa jazdy ogranicza jedynie stopień rozwoju intelektualnego danego delikwenta. Ile z tych powodów jest prawdziwych, ale ile zmyślonych (jesteśmy w tym prawdziwymi mistrzami) nie ma większego znaczenia – prawo jazdy i tak się straci, pytanie tylko na jaki okres czasu. Pojawia się pytanie dlaczego tego wszystkiego czym później chcemy się wybronić z powodu ubytków w myśleniu nie wzięliśmy pod uwagę siadając za kółko po pijanemu?

Czym jednak faktycznie jest dziś zakaz prowadzenia pojazdów (lub powszechniej utrata prawa jazdy)? Można śmiało bronić argumentu, że nie jest to nic szczególnego. Ot, po prostu, oddajemy kawałek plastiku do urzędu i …. można spokojnie wrócić do samochodu (chyba, że kogoś jednak wystraszył wydany wyrok). Sądy za to przestępstwo zwykle orzekają grzywnę lub karę pozbawienia wolności w zawieszeniu (bezwzględna kara więzienia jest raczej pewna przy wypadku z ofiarami śmiertelnymi). Grzywnę, jaka by nie była, w końcu się zapłaci. Okres próby, na który karę zawieszono, albo się przeczeka albo będzie dalej ryzykować jeżdżąc mimo zakazu i licząc na łut szczęścia. Prawo jazdy oddamy, ale pod domem nadal będzie stał samochód. Czy taka surowość kar naprawdę odstrasza kierowców? Patrząc po liczbie recydywistów odpowiedź jest negatywna. Polskie przepisy przewidują co prawda orzeczenie przepadku rzeczy, które służyły do popełnienia przestępstwa, ale niemal do granicy absurdu doszedł Sąd Najwyższy w swoich orzeczeniach, z których wynika, że pojazd taką rzeczą jednak nie jest i nie można orzec jego przepadku w razie jazdy pod wpływem alkoholu. Który sąd orzekłby inaczej niż sędziowie z Sądu Najwyższego? Przepadek pojazdu byłby rzeczywiście bardziej dotkliwy – co innego oddać dokument z portfela, a co innego patrzeć jak laweta bezpowrotnie zabiera nasz samochód. Gdy pojawiły się pomysły konfiskaty pojazdów pijanym kierowcom od razu odezwało się szerokie grono przeciwników tego pomysłu. A to przepisy na to nie pozwalają, a to prawo własności jest niemal święte, a to niesprawiedliwe społecznie itp. Czyżby trochę blachy, szkła i plastiku na czterech kółkach okazywało się cenniejsze niż ochrona ludzkiego życia lub zdrowia? Takich dylematów nie ma choćby w kraju będącym kolebką wolności – w połowie stanów w USA za jazdę pod wpływem alkoholu grozi konfiskata pojazdu, podobnie jest na Litwie. Temat zabierania pojazdów pijanym kierowcom na razie ucichł, ale należy się spodziewać, że w przyszłości powróci. Przywoła go albo zmiana wiatrów w polityce albo, jak to w naszym kraju często bywa, kolejna tragedia na drodze. 

(pr)


Zespół
e-prawnik.pl

Skomentuj artykuł - Twoje zdanie jest ważne

Czy uważasz, że artykuł zawiera wszystkie istotne informacje? Czy jest coś, co powinniśmy uzupełnić? A może masz własne doświadczenia związane z tematem artykułu?


Masz inne pytanie do prawnika?

 

Komentarze

    Nie dodano jeszcze żadnego komentarza. Bądź pierwszy!!

Potrzebujesz pomocy prawnej?

Zapytaj prawnika