Debata premiera ze związkowcami
Z udziałem premiera Donalda Tuska i przedstawicieli Związku Zawodowego Inżynierów i Techników oraz związku zawodowego „Okrętowiec" odbyła się debata o sytuacji stoczni Gdańsk. Premier dziękując związkowcom, którzy przyjęli zaproszenie do debaty, podkreślił, że powodem do tego spotkania jest potrzeba uczciwej rozmowy na temat stoczni. - Lepsza jest rozmowa, nawet jeśli argumenty będą ostre, niż krzyczenie na siebie - powiedział premier rozpoczynając debatę. Pomimo zaproszenia, na spotkaniu nie pojawili się przedstawiciele dwóch największych central związkowych: „Solidarności" i OPZZ.
Obecni na debacie związkowcy zaznaczyli, że nie interesuje ich dyskusja o polityce i polityczne spory. Jako przedstawiciele pracowników stoczni Gdańsk oczekują od premiera rzeczowych i szczerych odpowiedzi na pytania o przyszłość stoczni i los pracowników zakładu.
Przedstawiciele związków zawodowych pytali premiera o to, co się stanie ze stocznią i pracownikami jeśli Komisja Europejska nie zaakceptuje Planu restrukturyzacyjnego i nakaże zwrot pomocy publicznej. - Mam raczej dobre informacje niż złe jeśli chodzi o ostatnie rozmowy pomiędzy właścicielem stoczni i Komisją Europejską - powiedział premier. Zdaniem premiera wątpliwości KE dotyczą obecnie możliwości sfinansowania przez ukraińskiego inwestora niektórych przedsięwzięć zapisanych w Planie restrukturyzacji, np. produkcji wież wiatrowych. - Jeśli chodzi o produkcję stoczniową, takich wątpliwości Komisja Europejska już praktycznie nie ma - zapewniał premier - ale gdyby inwestor nie przekonał Komisji Europejskiej, to ja nie zostawię Stoczni Gdańskiej w gorszej sytuacji niż to było ze stocznią Gdynia i stocznią Szczecin - powiedział szef rządu. Donald Tusk przypomniał też, że rozmowy, które odbywają się teraz pomiędzy inwestorem a Komisją, były poprzedzone licznymi spotkaniami i negocjacjami, które przeprowadził z szefem Komisji Europejskiej Jose Manuelem Barroso i komisarz ds. konkurencji Neelie Kroes.
Pytany o szczegóły planu restrukturyzacyjnego i uzgodnień z Brukselą premier powiedział, że ze strony Komisji Europejskiej obostrzenia dotyczą np. górnej granicy poziomu produkcji. W przypadku Stoczni Gdańsk KE określiła ten limit na poziomie 100 tys. ton przerobu stali rocznie przez najbliższe 10 lat. Natomiast rządowi zależy na tym, aby określić dolne limity produkcji, które zmuszą inwestora do utrzymania miejsc pracy. Rządowa propozycja do Planu restrukturyzacji stoczni przewiduje przerób stali na poziomie nie mniejszym niż 22 tys. ton i zatrudnienie co najmniej 1900 osób. Takich zapisów zabrakło w 2007 roku, kiedy stocznia była prywatyzowana.
Związkowcy wyrazili zaniepokojenie przedłużającym się oczekiwaniem na decyzję Komisji, co uniemożliwia inwestowanie. Zaproponowali też powołanie sejmowej komisji śledczej, która wyjaśni wszystkie kwestie związane z obecną sytuacją stoczni. Premier powiedział, że w przypadku prywatyzacji stoczni Gdańsk kilka punktów budzi niepokój, ale najważniejsza powinna być teraz przyszłość zakładu. - Dlatego ja zamiast zaangażować się w kolejną komisję śledczą wolę skoncentrować się na tym, żeby doprowadzić sprawy stoczni do szczęśliwego końca - powiedział premier. - Zmierzamy do tego, aby Stocznia Gdańsk podobnie jak te główne stocznie w Szczecinie i Gdyni przestały być wreszcie zakładami nieustannej troski, lecz stały się zakładami, które na siebie zarabiają. Pieniądze podatnika nie mogą być ciągle pakowane w zakład, który ma prywatnego właściciela - mówił.
Premier wyjaśnił wątpliwości związane z wysokością pomocy publicznej przekazanej Stoczni Gdańsk. - Wartość pomocy publicznej dla Stoczni Gdańsk to 600 - 700 mln złotych. To nie oznacza tylko żywej gotówki przekazywanej stoczni - tłumaczył szef rządu. W skład tej pomocy wchodzą także umorzone zobowiązania wobec partnerów publicznych takich jak ZUS, Skarb Państwa, Urząd Miasta w Gdańsku, a także poręczenia i gwarancje. - To nie są pieniądze, które do stoczni trafiły. To są pieniądze, których te instytucje od stoczni nie żądają. Dla Komisji Europejskiej to jest pomoc publiczna. - dodał premier. Rząd angażuje się w kontakty z Komisją Europejską po to, by ta pomoc nie musiała być zwracana. Przewiduje także dalsze wsparcie dla Stoczni Gdańsk, w wysokości 150 mln zł, ale po uzyskaniu przez właściciela zakładu akceptacji ze strony Komisji Europejskiej.
Donald Tusk odniósł się także do zarzutu, skierowanego pod jego adresem na konferencji prasowej przez lidera jednej z central związkowych, że faworyzuje stocznie w Gdyni i w Szczecinie na rzecz pomocy dla stoczni Gdańsk. - Kilka dni po objęciu urzędu dowiedziałem się, że w stoczni Gdynia nie ma pieniędzy na wypłaty. Właściwie pierwsza moja decyzja jako premiera to było przekazanie 28 mln zł, żeby przed Wigilią pracownicy dostali wypłaty - wyjaśniał premier Tusk. Przypomniał też, że przekazanie później 500 tys. na dokapitalizowanie stoczni Gdynia wynikało z decyzji, którą podjął poprzedni rząd. Poza tym zaangażowanie rządu w sprawy Stoczni Szczecińskiej Nowa i Stoczni w Gdyni było związane z koniecznością sprawnej prywatyzacji tych zakładów. Dzięki temu stocznie nie muszą zwracać pomocy publicznej.
W czasie debaty poruszony został temat działań antykryzysowych. Premier powiedział, że zgodnie z ustaleniami poczynionymi na ostatnim posiedzeniu Komisji Trójstronnej część działań antykryzysowych będzie podjęta przez jej członków wspólnie. Jako przykład wymienił uzgodnienia pracodawców i strony związkowej w sprawie urlopów postojowych, które rząd będzie wprowadzał. Zaznaczył jednak, że nie jest możliwa realizacja takiego pakietu kryzysowego, który gwarantowałby wypłatę pieniędzy każdemu, kto ich potrzebuje. - W czasach kryzysu jest wiele firm, które popadły w kłopoty. Chcę tak dzisiaj wydawać pieniądze Polaków, by one trafiały nie do tych, którzy są najsilniejsi albo najgłośniej potrafią krzyczeć, lecz tam, gdzie ludzie są najsłabsi i najbardziej zagrożeni - mówił premier Tusk. Zaapelował do związków zawodowych o solidarną współpracę, by strumień pieniędzy wąski w czasach kryzysu był kierowany tam, gdzie ludzie naprawdę tego potrzebują.
Uczestnicy debaty pytali także o plany dotyczące ograniczenia praw związków zawodowych w Polsce. Premier zdementował te informacje. - Sam należałem do związku, więc każdemu związkowcowi mogę powiedzieć, że jest dla mnie ważnym partnerem, ale nie zastąpi rządu, sądów, czy właścicieli i menadżerów. Każdy ma rolę do odegrania. Będę szanował każdego związkowca pod jednym warunkiem, że on będzie szanował prawo i powszechnie przyjęte zasady - powiedział premier. Odnosząc się do manifestacji przedstawicieli niektórych związków zawodowych w kwietniu w Warszawie premier podkreślił, że jest powołana specjalna komisja, która zbada okoliczności użycia środków przymusu przez policjantów. Dodał jednak, że zawsze kiedy są łamane zasady związane z prawem do demonstracji, policja musi reagować.
Źródło: www.kprm.gov.pl
Skomentuj artykuł - Twoje zdanie jest ważne
Czy uważasz, że artykuł zawiera wszystkie istotne informacje? Czy jest coś, co powinniśmy uzupełnić? A może masz własne doświadczenia związane z tematem artykułu?