Lokale, które udostępniają swoim klientom książki do poczytania, łamią przepisy.
Chyba że prawa autorskie do udostępnionych tomów już wygasły. Legalnie można więc poczytać Prusa, ale Tokarczuk już nie – czytamy na łamach Gazety Prawnej.
– Formalnie rzecz biorąc, jest to naruszenie przepisów o prawie autorskim – przyznaje w rozmowie z dziennikiem dr Krzysztof Siewicz, prawnik specjalizujący się m.in. w prawie autorskim, współpracownik kancelarii Grynhoff Woźny Wspólnicy.
Teoretycznie należałoby więc z udostępnienia nowych książek nie tylko odprowadzać wynagrodzenie, lecz mieć też zgodę autora czy wydawcy na takie wykorzystanie. – W praktyce nie spotkałam jednak ani autorów, ani organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi, którzy by się tym zajmowali – przyznaje na łamach dziennika Joanna Lassota z Kancelarii Adwokackiej Lassota i Partnerzy.
– Tak jak są ludzie, którzy wybierają miejsca ze względu na muzykę, tak są i tacy, którzy lubią czytać przy kawiarnianym stoliku. A skoro właściciele lokali płacą tantiemy za muzykę, to analogicznie powinni też płacić opłaty licencyjne na rzecz jakiejś organizacji zbiorowego zarządzania – stwierdza natomiast Anna Biernacka, prawnik ze Stowarzyszenia Autorów ZAiKS.