Prace nad reformą Państwowej Inspekcji Pracy

Zdaniem Głównego Inspektora Pracy, Marcina Staneckiego, nie ma w Unii Europejskiej instytucji nadzorującej przestrzeganie prawa pracy działającej tak szeroko jak PIP, ale są też te same problemy, jak w innych państwach - tematem kontroli numer jeden jest dla nich legalność zatrudnienia. Kontrole legalności zatrudnienia cudzoziemców to także dla PIP bardzo trudne, a czasem wręcz niemożliwe do wykonania zadanie - gdy inspektor pojawia się przed bramą, plac budowy pustoszeje. 

Główny Inspektor Pracy wskazał w wywiadzie na temat przygotowywanej reformy, że najistotniejsza zmiana przewidziana w rewizji KPO, która z pewnością pomoże nam przeciwdziałać oszustwom, to podłączenie do baz danych ZUS i Krajowej Administracji Skarbowej. Da to inspektorom pracy wgląd w dane dotyczące zatrudnienia w konkretnej firmie jeszcze przed rozpoczęciem kontroli oraz porównanie stanu zapisanego w oficjalnych rejestrach z tym, co inspektor zastanie po przekroczeniu progu takiego podmiotu.

Rozwiązaniem, które sprawiłoby, że działania PIP będą rzeczywiście skuteczne, byłoby równoczesne wdrożenie możliwości prowadzenia tzw. czynności rozpoznawczych przez inspektorów, podejmowanych na miejscu kontroli jeszcze przed jej rozpoczęciem. Główny Inspektor Pracy wskazał, że inspektorzy powinni mieć możliwość używania dronów, aby fotografować teren i ewentualne nieprawidłowości.

Po zmianach ma pojawić się tzw. analiza ryzyka. PIP będzie co do zasady zobowiązana do jej przeprowadzenia przy typowaniu przedsiębiorców do doraźnych kontroli. Wypełniając ten obowiązek z KPO, wypełni jednocześnie obowiązek z ustawy deregulacyjnej, która także mówi o analizie ryzyka i m.in. ograniczeniu liczby kontroli w przedsiębiorstwach zaliczonych do grupy o niskim ryzyku występowania nieprawidłowości. Skuteczność takich kontroli i typowanie podmiotów do sprawdzenia ułatwi nam wspomniana już wymiana danych z Zakładem Ubezpieczeń Społecznych i Krajową Administracją Skarbową. Negocjacje w sprawie dostępu Inspekcji do baz ZUS i KAS są obecnie na zaawansowanym etapie. Wymiana danych spowoduje, że kontrole będą efektywniejsze. PIP nie będzie działała na ślepo, bo będzie miała wiedzę o podmiocie kontrolowanym.

Taka analiza i typowanie do kontroli nie będą jednak zawsze potrzebne i nie będą miały zastosowania np. w sytuacji, gdy inspektor ustali, że w danym miejscu pracy łamane są przepisy i wymaga to interwencji (np. małe budowy powinny podlegać stałym kontrolom, bo występuje tam zagrożenie życia i zdrowia zatrudnionych).

Główny Inspektor Pracy wskazał, że Inspekcja i tak działa głównie na podstawie skarg. A złożenie skargi przez pracownika zwolni z obowiązku analizy ryzyka. Podobnie jak podana w mediach społecznościowych czy w portalu internetowym informacja, że konkretna firma nie płaci wynagrodzeń albo praca jest tam organizowana z łamaniem norm bezpieczeństwa. Zanim PIP dostanie taką skargę od zatrudnionych w takiej firmie, już dziś może i po zmianach też będzie mogła podjąć działania jedynie na podstawie informacji pojawiających się w przestrzeni publicznej. Taką możliwość potwierdziło zresztą Ministerstwo Rozwoju w jednej ze swoich interpretacji.

Główny Inspektor Pracy wskazał, że Inspekcja nie idzie w stronę zwiększenia liczby kontroli, ale chce, żeby kontrole były lepiej ukierunkowane, skuteczniejsze i przynosiły realne skutki. Nie chce zawracać głowy pracodawcom, którzy dbają o swoją załogę, a jeśli zdarzy im się popełnić błąd przy stosowaniu przepisów, to robią to bez złej woli, z niewiedzy lub błędnej interpretacji przepisów. Po zmianach tacy pracodawcy mogliby złapać oddech, nie bać się nadchodzących kontroli Inspekcji Pracy. PIP chciałaby stworzyć pracodawcom przestrzeń do tego, aby mieli szansę i czas na poprawę błędów. Takim rozwiązaniem miałaby być tzw. pierwsza kontrola. Jeżeli inspektor pracy przyjdzie do firmy i stwierdzi nieprawidłowości, które nie będą wynikać z umyślnego działania, ale ze zwykłej nieświadomości, to nie będzie karał pracodawcy, lecz wskaże obszary do poprawy. Dopiero jeśli pracodawca nie wywiąże się z tego, to inspektor będzie mógł podjąć decyzję o wszczęciu postępowania w sprawie o wykroczenie. To rozwiązanie nie dotyczyłoby już tylko małych firm jak obecnie, ale rozciągnięte zostałoby na cały rynek - wyjaśnił szef PIP. 

Główny Inspektor Pracy wskazał, że myśli też o innym ułatwieniu życia pracodawcom i inspektorom – o wprowadzeniu swoistego audytu w firmie na wniosek pracodawcy. Być może wizyta inspektora mogłaby być poprzedzona udostępnieniem pracodawcy kart kontrolnych, aby miał możliwość wcześniejszej samokontroli. Mimo ujawnienia nieprawidłowości podczas takiej kontroli, inspektor mógłby w uzasadnionych przypadkach odstąpić od nałożenia mandatu. Oczywiście nie tam, gdzie jest zagrożenie życia i zdrowia.

Te zmiany powinny być przy tym skorelowane z modyfikacją sposobu konstruowania budżetu Inspekcji. Jej budżet jest zadaniowy i uzależniony od liczby wydanych decyzji, wystąpień, nakazów czy przeprowadzonych kontroli. Główny Inspektor Pracy wskazał, że zależy mu na tym, by zasady funkcjonowania Inspekcji Pracy kształtowały mierniki opierające się nie na ilości, a na jakości naszej pracy. Chodzi o to, by dostosować zasady funkcjonowania urzędu do obecnych realiów i nadać Inspekcji Pracy nowy wymiar – instytucji doradczej, która zamiast gnębić pracodawców mandatami za każde, nawet najdrobniejsze naruszenie, wspiera ich dobrą radą i swoim doświadczeniem. Główny Inspektor Pracy wskazał, że marzy mu się taki miernik skuteczności pracy Inspekcji, w którym zamiast liczby nałożonych mandatów podawanoby liczbę pierwszych kontroli zakończonych usunięciem wszelkich naruszeń czy przeprowadzonych przez Inspekcję Pracy audytów wskazujących, że polscy przedsiębiorcy świetnie rozumieją ciągle zmieniające się prawo i skomplikowane obowiązki dotyczące zapewnienia bezpiecznych warunków pracy.

W dobie pracy zdalnej wprowadzenie zdalnych kontroli jest oczywistą i konieczną zmianą. Dzięki niej Państwowa Inspekcja Pracy w Polsce zrobi prawdziwy krok w kierunku unowocześnienia swojego działania. Wychodzi naprzeciw oczekiwaniom ustawy deregulacyjnej, która mówi o końcu pieczątek w administracji. Dzisiaj protokół z kontroli musi być podpisany i opieczętowany w dwóch miejscach – zarówno przez pracodawcę, jak i inspektora pracy. To dość archaiczny wymóg, więc często zdarza się, że pracodawca zapomni pieczątki, bo zwykle jej nie używa. Aby podpisać protokół, musi wrócić po nią do firmy, bo niezłożenie pieczęci to błąd formalnoprawny i protokół z kontroli nie może zostać uznany za podpisany. PIP chce, na wzór ZUS, podpisywać protokół z kontroli jednostronnie i dostarczać go pracodawcy w formie elektronicznej za potwierdzeniem odbioru. Nadal będzie możliwość wnoszenia zastrzeżeń w terminie 7 dni. Milczenie podmiotu kontrolowanego przez 7 dni będzie oznaczało akceptację protokołu – podkreślił Główny Inspektor Pracy Marcin Stanecki.

Również czynności kontrolne mogłyby być podejmowane zdalnie, co byłoby dla nas ogromnym ułatwieniem. Inspektor pracy mógłby nawet kilka razy w ciągu dnia sprawdzić, co się dzieje u pracodawcy, żądając udostępnienia podglądu danego miejsca. A problem np. małych budów pokazuje, że gdy tylko inspektor odjeżdża, bardzo szybko wraca stan sprzed kontroli. Aby przeciwdziałać nieprawidłowościom na budowach, inspektor musiałby tam zamieszkać na stałe. Zamiast dojeżdżać w takie miejsca i pokonywać setki kilometrów dziennie, mógłby sprawdzać na żywo, co dzieje się na budowie. Oczywiście inspektor nadal będzie mógł fizycznie udać się w takie miejsce, ale dzięki zdalnym kontrolom mógłby jeździć tam, gdzie jest naprawdę potrzebny. To również ukłon w stronę pracodawców, którzy twierdzą, że fizyczna obecność inspektora ich paraliżuje i są gotowi uruchomić kamerę w smartfonie na potrzeby zdalnej kontroli nawet kilka razy dziennie. Zdaniem szefa PIP, to rozwiązanie ma duży potencjał, ułatwi i przyspieszy proces kontroli. Szczególnie w przypadku budów, które podlegają ciągłym zmianom. Dodatkowo to rozwiązanie jest pożądane z punktu widzenia ekonomii działania PIP, oszczędności czasu i kosztów dojazdu. Będzie to cenne narzędzie uzupełniające. Nie wyprze to kontroli fizycznych, ale pozwoli inspektorowi sprawdzić, czy np. po kontroli, a jeszcze przed wydaniem decyzji, jego zalecenia są utrzymywane – podkreślił Główny Inspektor Pracy Marcin Stanecki.

Zdaniem Głównego Inspektora Pracy, zakres kompetencji inspektorów też powinien się zwiększyć. Biorąc pod uwagę ostatnie lata i kłopoty z niewypłacaniem wynagrodzeń, dobrze, gdyby inspektorzy mieli możliwość wydania nakazu w stosunku do podmiotu, który utracił status pracodawcy. Obecnie bywa tak, że inspektor nie może przeprowadzić czynności, bo podmiot kontrolowany złożył oświadczenie, że nie zatrudnia już pracowników ani innych osób na podstawie umów cywilnoprawnych. W takiej sytuacji inspektor może jedynie skierować do sądu wniosek o ukaranie bądź wystawić mandat za niewypłacanie wynagrodzeń. Natomiast nie może użyć  najskuteczniejszego narzędzia Inspekcji przy dochodzeniu zaległości i wydać nakazu płatniczego. Warto to zmienić, bo w niektórych przypadkach wygląda to tak, jakby taki były pracodawca świadomie pozbył się wszystkich zatrudnionych, aby uniknąć nakazu płatniczego zapewniającego najczęściej szybką wypłatę zaległych wynagrodzeń.

Główny Inspektor Pracy wskazał, że jeśli chodzi przewidziane w rewizji KPO wyposażenie inspektorów pracy w uprawnienie do przekształcania umów cywilnoprawnych w umowy o pracę, to zawsze PIP będzie działać tylko na podstawie skarg i postuluje, aby taka decyzja oddziaływała wyłącznie na przyszłość. PIP będzie też działać pod warunkiem wyraźnej woli osoby zainteresowanej przekształceniem - nie będzie nikogo uszczęśliwiać etatem na siłę.

Główny Inspektor Pracy wskazał, że założeniem w KPO jest co najmniej dwukrotne podniesienie górnego pułapu mandatów. Ale należy brać pod uwagę, że średnia mandatów PIP to 1300 zł, a przed sądem – 2400 zł, podczas gdy średnia kara za naruszenie przepisów o legalności zatrudnienia np. w Czechach wynosi w przeliczeniu około 30 tysięcy złotych. Zdaniem Głównego Inspektora Pracy, obecne kary w Polsce za złamanie prawa pracy są tak niskie, bo mamy art. 33 Kodeksu wykroczeń, który mówi, że sąd bierze pod uwagę stopień winy sprawcy, jego zachowanie przed czynem. Sądy często stosują też nadzwyczajne złagodzenie kary, gdy pracodawcy nie stać na zapłacenie kary. Być może warto pójść w stronę zróżnicowania wysokości kar w zależności od wielkości firmy. Uczynić to proporcjonalnie do liczby osób zatrudnionych u przedsiębiorcy.

Zdaniem Głównego Inspektora Pracy, prewencyjna działalność Państwowej Inspekcji Pracy jest bardzo istotna. W tym celu w ostatnim okresie wydała rekordowe 405 tys. publikacji i przeszkoliła 168 tys. osób. I wszystko wskazuje na to, że w tym roku przebije liczbę osób, które przeszkoli za darmo.