Miliony złotych giną w szarej strefie tworzonej przez warsztaty blacharsko-lakiernicze. Naprawiają auta poza ewidencją, kupują części z rozbitych samochodów albo od złodziei. Na procederze zyskują firmy ubezpieczeniowe. Traci państwo.
Ryszard Kozak, od 20 lat właściciel warsztatu pod Częstochową, wyliczył, że za wyklepanie i polakierowanie błotnika powinien brać 350 zł, bo chce płacić podatki i ZUS. Inni żądają tylko 250 zł. - Zatrudniają na czarno, części kupują od złodziei albo na złomowisku - mówi Kozak.