Forum prawne

prośba o opinię, poradę

Szanowni Państwo,

Cieszę się, że są ludzie i miejsce, do których można zwrócić się o pomoc, a przynajmniej szczerze "wyrzucić" z siebie i opisać swój problem w związku.

Mam na imię Andrzej, mam 32 lata, mieszkam w Warszawie, od 12 lat jestem żonaty oraz mam dwójkę dzieci - córkę w wieku 11 lat oraz syna w wieku 5. Pochodzę z wrzącej katolickiej rodziny z tradycjami (choć sam specjalnie wierzący obecnie nie jestem). Wychowywałem się w środowisku mocno związanym w Warszawskim Klubem Inteligencji Katolickiej, moja Matka prowadzi Caritas w jednej z podwarszawskich parafii, natomiast Ojciec jest członkiem Związku Polskich Kawalerów Maltańskich (zaznaczę tu, że aby uzyskać najwyższy możliwy status Kawalera Honoru i Dewocji - jaki posiada Ojciec, trzeba min. wykazać, że od połowy XVIII wieku wszyscy przodkowie po prostej linii byli ludźmi "zacnymi" czy "cnotliwymi" w tym, że w śród tych przodków nigdy nie doszło do rozwodu). Od zawsze byłem posyłany do katolickich szkół, nawet gdy mieszkaliśmy w Los Angeles, rodzice posłali mnie do prywatnej szkoły katolickiej w Beverly Hills. Piszę o tym, aby zobrazować wartości w jakich byłem wychowywany i jakie były we mnie wpajane od najmłodszych lat. Tutaj muszę zaznaczyć, że sam w pewnym stopniu przeciwstawiłem się tym wartościom (np. przestałem chodzić do Kościoła i mam obecnie krytyczny do niego stosunek).

Mój ślub był następstwem zajścia mojej ówczesnej dziewczyny (obecnie żony) w ciążę. W tych okolicznościach naturalnym następstwem był ślub, do którego przygotowania były na dosyć zaawansowanym etapie, gdy z naturalnych przyczyn moja "wówczas narzeczona" poroniła. Pomimo namowom przyjaciół, by teraz odwołać ślub, miałem wrażenie, że będzie to źle świadczyć o rodzinie oraz będzie to z mojej strony nie uczciwe, jeżeli wykorzystam taką okoliczność do "wycofania się".

I tak ostatecznie doszło do ślubu. Szybko po tym fakcie, wszystko zaczęło przybierać niespodziewanie przygnębiającą postać. Od początku byłem poniżany i traktowany przez żonę jakbym był jej niegodny i był jakimś "niecywilizowanym" człowiekiem. W zasadzie każdy powód był dobry by mnie poniżyć i zaatakować. Mam tu na myśli sytuacje typu, że buty odstawiłem parę centymetrów od wyznaczonego przez nią miejsca czy, że kubek odstawiłem nie tam gdzie według niej powinienem go odłożyć (od początku poprzez tego typu sytuacje udowadniała mi, że jestem jakimś "prostakiem" który nie zna prawdziwej roli mężczyzny w rodzinie i któremu jak jakiemuś zwierzęciu trzeba przymusem wskazać swoje miejsce i rolę. Oczywiście zostałem zmuszony do zerwania WSZYSTKICH kontaktów z kolegami. Pamiętam, jak wymyślałem jakieś wytłumaczenia, by tylko na 30 min. móc po pracy z spotkać się z przyjacielem.

Równocześnie pierwsza moja praca którą wówczas podjąłem wiązała się z ciągłym stresem. Teraz z perspektywy czasu nie mam wątpliwości, że byłem w niej poddawany ciągłemu mobbingowi i poniżaniu. Niestety wówczas, mając 20 lat i brak doświadczenia zawodowego, byłem przekonany, że tak już w pracy jest i muszę to jakoś wszystko znieść, gdyż mając rodzinę nie mogę od tak rzucić pracy. Później było coraz gorzej. Zaczęły pojawiać się u mnie stany silnej depresji i nawet paniki. Pamiętam, że w pewnym momencie, gdy nie byłem dłużej w stanie znieść terroru w domu oraz poniżania w pracy, doszedłem do wniosku, że muszę zrezygnować z pracy, gdyż w innym wypadku zwyczajnie grozi mi poważne załamanie i choroba psychiczna. Wówczas Teść mnie wyśmiał i stwierdził, że jestem kompletnie nieodpowiedzialny skoro rozważam rezygnację z pracy itp. Tu wspomnę, że Teścia na początku było mi mocno szkoda, gdyż pomimo tego, że ciężko pracował i wszystkie zarobione pieniądze wydawał na Teściowej zachcianki to notorycznie był przez Teściową poniżany i traktowany jak jakiś nieodpowiedzialny chłopek roztropek. Dziwiło mnie to, gdyż u siebie w rodzinie nigdy nie doświadczyłem takiego braku szacunku i poniżania głównego żywiciela rodziny. Przyznam, że sytuacja tak bardzo mnie przerastała, oraz tak bardzo obawiałem się ją zmienić, że doprowadziłem się do stanu, w którym moja psychika się zbuntowała i zaczęła tym razem już w bezpośredni sposób dopominać się o jakąś zmianę.

Niestety posłuchałem teścia i dalej wbrew wszelkim oznakom kontynuowałem pracę. W pewnym momencie doszło do sytuacji, w której poza ciągłym stanom depresyjnym doświadczyłem bardzo silnego ataku paniki. Aby lepiej zobrazować sytuację wspomnę, że stało się to gdy byłem sam w domu i brałem kąpiel. Gdy się zaczęło, wyskoczyłem z wanny i zacząłem szukać telefonu by dzwonić po pogotowie, gdyż byłem całkowicie przekonany, że mam zawał serca. W końcu sam w pół ubrany pobiegłem do najbliższego szpitala (błagając bym nie padł na serce gdzieś na środku ulicy). Od tamtej pory te ataki zaczęły powtarzać się coraz częściej. W zasadzie nie byłem w stanie normalnie funkcjonować, gdyż potrafiły mnie dopaść w trakcie jazdy samochodem, czy przy biurku w pracy. Wówczas, nie mogąc znieść tego stanu, w którym niespodziewanie doświadczałem tych ataków zaobserwowałem, że chwilową ulgę daje mi pewien stan upojenie piwem oraz zapalenie marihuany. W takim stanie przetrzymałem ok. pół roku. Niestety ataki się nasilały, a zwiększanie ilości alkoholi i marihuany przestawało pomagać. Wówczas udałem się do psychiatry (choć broniłem się długo przed tym, nie chcąc przed sobą przyznać, że mam problemy psychiczne). Gdy psychiatra zobaczył mnie i stan w jakim jestem, od razu przypisał mi leki przeciwdepresyjne oraz na pierwszy okres terapii także silne leki uspokajające. Rzecz w tym, że nie potrafiłem po tym czasie zaprzestać codziennego spożywania alkoholu i marihuany. Przy czym, odkąd zacząłem mieć problemy depresyjne, pić piwo i palić marihuanę żona zaczęła mnie jeszcze gorzej traktować, jakbym był jakimś chorym psychicznie, nieproduktywnym i niegodnym człowiekiem trzeciej kategorii.

I tak nasze, życie wyglądało przez następne parę lat. Ja wieczorami wypijałem te 3-4 piwa i paliłem przed snem marihuanę, a żona jeszcze bardziej mnie poniżała i wyżywała się na mnie przy każdej okazji (w taką zawsze potrafiła znaleźć). W między czasie urodziło się nam kolejne dziecko. Jakiś rok później stwierdziła, że jestem tylko dla niej obciążeniem (wspomnę, że wówczas ona nie pracowała a jedynie ja pracowałem) i, że do niczego nie jestem jej potrzebny a jedynie jestem "kulą u nogi". Pewnego dnia, nagle żona się wyprowadziła i pozwała mnie o alimenty (wcześniej zarządała rozdzielności majątkowej). Wówczas doszedłem do wniosku, że może faktycznie ja jestem wszystkiemu winny ponieważ piję wieczorami piwo i palę marihuanę i to jest obecnie powodem, dla którego ona w taki sposób ciągle mnie traktuje i wyżywa się na mnie. Postanowiłem więc zacząć się leczyć. Odbyłem kilka terapii, w tym ostatnią w 6 tygodniową w ośrodku zamkniętym prawie 500km od domu. Po powrocie, gdy po paru miesiącach nie picia piwa i palenia marihuany (co chyba zdziwiło moją żonę) namówiłem ją by z powrotem ze mną zamieszkali. Wyremontowałem mieszkanie (w tym wstawione zostało dodatkowe okno, podzielony pokój na dwa, tak aby każde z dzieci miało swój własny) i żona widząc stworzone warunki postanowiła się ponownie sprowadzić. Niestety bardzo szybko okazało się, że pomimo mojej pełnej abstynencji jej zachowanie i stosunek do mnie jest dokładnie taki sam jak był wcześniej. Nawet było gorzej, gdyż otwarcie zaczęła przy dzieciach mnie krytykować i kreować mnie na niegodziwego i pasożytniczego cuchnącego lumpa (mimo, że byłem od miesięcy trzeźwy). Zauważyłem, że nie raz jak spontanicznie dzieci do mnie przybiegały i chciały coś wspólnie zrobić to po chwili żona je za to karciła i opowiadała im że jestem jakiś zły itp. Z czasem, gdy takie spontaniczne zachowania dzieci się pojawiały, to same po chwili się wycofywały ze smutkiem na twarzy, gdyż miały świadomość, że zostaną przez matkę skarcone. Po paru miesiącach takiej sytuacji, poddałam się i powróciłem do wieczornego piwa i marihuany (gdy przekonałem się, że nie ma to wpływu na jej zachowanie traktowanie mojej osoby).

Obecnie, 11 córka jest do tego stopnia zmanipulowana przez żonę o teściową, że całkowicie mnie unika i zachowuje się podobnie w stosunku do mnie jak jej matka (co mnie nie dziwi, mając na uwadze lata codziennego jej wmawiania jaki to ja jestem zły). Nawet zaczyna na mnie krzyczeć i mnie pouczać, że nie wolno mi np. zjeść kanapki, bo akurat ser, który wziąłem był zakupiony przez żonę, czy że przestawiłem w kuchni krzesło. Najbardziej żal mi syna, który bardzo potrzebuje kontaktu ze mną, ale boi się mnie o cokolwiek poprosić w strachu przed mamą. W tek sytuacji zacząłem przesiadywać po godzinach w pracy i unikać domu. Wydaje mi się, że lepiej aby mnie tam nie było, niż jeżeli mam tam być a żona będzie mnie za wszystko karcić i utrwalać w dzieciach jakąś niechęć, wrogość i odrazę do mojej osoby.

Ale to jest błędne koło, gdyż teraz wmawia dzieciom, że ich nie kocham i że na pewno mam inną rodzinę z którą spędzam czas skoro nie wracam o 17 z pracy.

A ostatnio to doszło już do jakiegoś absurdu. Przez 2 dni miałem uczestniczyć w warsztatach i miało nie być mnie w domu. Niemniej, gdy zjawiłem się ok 12-1 w nocy, zastałem ją przed domem z jakimś łysym facetem. W domu popijali sobie jakieś winko. Żona powiedziała, że ten typ nie ma gdzie spać więc będzie spał u nas. Szczerze to myślałem że (żonka od niedawna syna zakwaterowaną w pokoju córki a sama zajęła jego pokuj) ten typ będzie u mnie w pokoju spał, ale że przemęczony pracą byłem to zasnąłem i okazało się, że spała z nim w pokoju obok pokoju dzieci. Gdyż wyraziłem swoje niezadowolenie z takiej sytuacji, to córka mnie zaatakowała, że ten Pan jest biedny i nie miał gdzie spać więc spał u nas. A to już jest dla mnie zbyt wiele. Nie dość, że córka ma już zniszczoną psychikę i pojęcia relacji małżeńskich, to teraz mając 11 lat atakuje mnie, że jestem zły, ponieważ czepiam się, że mama zamiast ze swoim mężem śpi w pokoju z obcym facetem (tata oczywiście gdzieś sam za ścianą).

Podobnie jak ze mną, żona skutecznie odcięła dzieci od moich rodziców wmawiając im, że są jakimiś niedobrymi ludźmi. Tutaj także, dzieci unikają z nimi kontaktu bojąc się reakcji żony i teściowej (która podpuszcza i utwierdza żonę w swoich działaniach)
.
Prosiłbym bardzo o poradę. Nie wiem co robić, gdyż na pewno w sądzie żona zrobiłaby ze mnie psychicznie chorego alkoholika i ćpuna. Co więcej dzieci są tak bardzo przez nią sterroryzowane, że powiedzą wszystko co tylko ona im karze.

Naprawdę sytuacja jest coraz gorsza i niedługo, zarówno ja, jak i moi rodzice zostaniemy wypchnięci z życia dzieci, a w ich świadomości pozostaniemy jako jacyś wredni nikczemnicy, którzy chcą im zrobić jakąś krzywdę. Żona ma taki charakter, że jest w pełni przekonana, że to co uważa ona i jej matka jest jedynym słusznym postępowaniem. Jeżeli tylko ja czy moi rodzice mamy inne zdanie, nawet w najmniej istotnych sprawach to zaczyna się atak i "mszczenie się" poprzez manipulowanie świadomością dzieci. Nawet obrywa się tu ostro mojemu Ojcu, który jest 2 operacjach usunięcia guza mózgu (glejaka wielopostaciowego), chemioterapii i naświetleniom. Po tym zabiegom faktycznie stał się trochę spowolniony zarówno psychicznie jak i ruchowo. Natomiast przy każdej okazji, dzieciom wmawia, że dziadek jest jakiś nienormalny i niedorozwinięty psychicznie i ja tak mam po nim.

Z góry dziękuję za uwagi, opinie i sugestie (nawet jeżeli miałyby być on w stosunku do mnie krytyczne).

pozdrawiam,

PS. tak dla wyjaśnienia, pomimo pewnego zaangażowania moich rodziców, nie są oni słuchaczami Radia Maryja i zdecydowanie myślą kierunkiem kościało tzw. Łagiewnocko-Katolickiego niż tzw. Toruńsko-Katolickiego (jak moja teściowa). Co w sumie nie ma dla mnie zbytnio znaczenie, gdyż osobiście z żadnym z nich się nie utożsamiam obecnie (szczęśliwie rodzice są tolerancyjni i szanują mój stosunek)

2013.6.24 1:29:55

Odpowiedzi w temacie: prośba o opinię, poradę (1)

Witam ponownie,
No to się ostatnio narobiło. Najwyraźniej teściowa ostatecznie przekonała żonę, że powinna z dziećmi zamieszka u niej.
Jakieś 2 tygodnie temu wróciłem po pracy do domu ok. 19 i zastałem puste mieszkanie i tylko gołe ściany. Ostatnio, będąc na okresie próbnym w nowej pracy (po 2 mies. bezrobocia), otrzymywałem skomplikowane zadania, co więcej zupełnie nie związane z tym czym miałem się zajmować i faktycznie przesiadywałem po kilkanaście godzin w pracy, wracałem późno oraz ogólnie mocno zestresowany byłem (schudłem ok. 10 kg w 2 mies ze stresu). Nie wszystko mi się tam udało i od sierpnia znów jestem bez pracy (choć od poniedziałku zaczynam w nowym miejscu). Niemniej zapewne moje późne powroty z pracy i brak czasu stały się ostatecznym argumentem za tym, iż lepiej będzie gdy żona i dzieci będą u teściowej, gdyż i tak z nią więcej czasu spędzają niż ze mną. W sumie to od zawsze teściowa z żoną uważały, że dzieci "należą" do nich i jedynie one mogą o nich decydować, a mnie traktowały jak jakiegoś zbędnego, panoszącego się człowieka, który jedynie miesza się w "ich" sprawy. Zresztą przez ostatnie 11 lat było raptem może kilka dni, w których nie przesiadywałaby u nas, oczywiście krytykując wszystko co robię (np. że obiad, który ugotowałem nie nadaje się dla dzieci i zabraniała im jeść, po czym robiła po swojemu, albo, że buty dziecku nie takie złożyłem przed wyjściem na dwór, czy sugestie jaki to jestem nieodpowiedzialny, ponieważ dzieciom lody kupiłem, gdy tylko 20 stopni na dworze itp. Ale w ich mniemaniu moi rodzice teź są nieodpowiedzialni ponieważ nie siedzą u nas odzień w domu, a jak już się pojawią to tylko na nasze zaproszenie, czy po zwróceniu się z czymś o nich o pomoc). W zasadzie zawsze, gdy tylko żona miała jakieś swoje sprawy i musiała wyjść to prawie nigdy nie zostawiała dzieci ze mną, tylko na ten czas ściągała teściową (choć zazwyczaj nie musiała, bo i tak u nas siedziała). Także, teraz mają pełną kontrolę nad dziećmi i nie muszą tolerować "niepotrzebnego i nieodpowiedzialnego" faceta. Oczywiście dostałem już także pismo od jakiegoś jej prawnika z "zaproszeniem" na spotkanie z nim.

I tu się zastanawiam, co z tą kwestią zrobić?

Dziękuję z góry,
PS. przyznam, że przy moim nawrocie depresji z nerwicą (przez ostatnie 6-7 tyg.) spałem po ok 3 godz. na dobę i straciłem apetyt do tego stopnia, że w tym okresie straciłem ok. 10 kg wagi, więc przyznam szczerze, iż wolałbym nie dokłądać sobie dodatkowych nerwów.

2013.8.9 17:0:31

DODAJ POST W TEMACIE

Aby odpowiadać na forum musisz się zalogować!

Masz inne pytanie do prawnika?

Potrzebujesz pomocy prawnej?

Zapytaj prawnika