Forum prawne

Rozwód a ustalenie winy - jak to wygląda?

Witam,
Mam taką sytuację, że w naszym małzenstwie od poczatku istnienia zona chciala przejac paleczke rządzenia w domu i mnie wychowac, nie wiem moze tak byla nauczona w swojej rodzinie ze facet musi byc poddanczy. Zreszta kiedys mi powiedziala ze chciala mnie ustawic pod siebie ale widzi ze sie nie da bo mam swoje zdanie w pewnych sprawach.
Nie moglem w niczym np pomoc matce jadac do niej na 3 godz bo juz uwazala ze zaniedbuje swoją rodzine, do swojej siostry tez nie bylo mowy jechac poniewaz ona nie ma z nia o czym gadac.
Ja jej rodzicow cenilem i bede cenil zawsze bo sa wspaniali , zawsze jej to mowilem, czesto sam chodzilem na kawe i uwazalem to za normalne, czasami nawet mowila mi co ja tak czesto ciagne do nich. Potrafilem sam zadzwonic cos sie spytac, z jej bratem tez mialem dobry kontakt. Czasami zapraszalem go na przyslowiowe piwko i tez bylo zle bo nie ustalilem tego a jak chcialem ustalic to zawsze bylo cos przeciwko. To samo z moimi czy jej znajomymi przestali istniec a jak juz przyszli to pozniej byly jazdy ze za dlugo siedzieli ze to ze tamto.
Praktycznie stracilem kontakt z matką, z siostrą z cała swoja rodzina lacznie ze znajomymi. Bylem tylko ja ona jej rodzice i jej brat.
Mjusze przyznac ze bylo mi super przykro bo nigdy nie uslyszalem pytania co slychac u twojej matki u siostry nigdy! A ja zawsze mialem super kontakt z tesciami. Zona rozmawiala ze swoja matką dzien w dzien przez tel , przychodzila do nas, zreszta teraz opiekuje sie naszym 2,5 rocznym synkiem. Dla mnie to bylo normalne ale czemu tylko jej otoczenie sie liczy?
Moja matka ma w domu 90letnią matkę ktorą sie opiekuje i pracuje, teraz przebywam w domu z matka i naprawde widze jak jest ciezko, moja matka powiedziala ze nie moze nam pomoc w wychowaniu syna ale moze nam gotowac. Co 2 dni przychodzilem z torbą turystyczną zup, gotowych obiadów - wystrczylo tylko przygrzac.
Oczywiscie moja zona miala pretensje ze moja matka nawet nie pomoze, ja mowie to moze trzeba powiedziec zeby cos pomogla ale nie, musiala sama. jak powiedzialem ze matka ma ciezko bo jest sama, moj ojsciec zmarl i opiekuje sie babką , gotuje obiady - to odp. zony ze PRZECIEZ NIE MUSI GOTOWAC, SAMA CHCE. To bylo podziekowanie. W takich chwilach naprawde serce mi rozrywalo.
Ja w domu czułem się jak obcy, cała moja rodzina była zła, ja nawet nie moglem sie polozyc jak bylem zmeczony na pol godz - bo juz bylo ze jestem leniem. W nocy nie moglem isc spac wczesniej niz ona bo jak to ja moge isc spac a ona tyra. Nawet kupując sobie jakas rzecz nie moglem sie do konca cieszyc bo w domu moglem ja obejrzec jak ona pozwoli (albo jak posprzatamy albo jak cos) zawsze musiala decydowac o wszystkim.
Z czasem zaczelo mnie wszystko dobijac, nie chcialo mi sie wstac nawet w sobote bo ogarnela mnie taka depresja. Czy tak ma wygladac wspolne zycie? Oczywiscie ona mnie bardzo kochala ale czy tak wygflada milosc?
Zawsze ja wszystko robilem zle, ja pracowalem ona pracowala, pewnego dnia powiedziala ze mam dobry zawod moge cos dorobic, ja mowie pewnie masz racje, zamiast narzekac trzeba sie wziasc do roboty. Zrobilem tak jak mowila, zlecenia sie posypaly wiec po pracy siedzialem przy komputerze i robilem. Ale za miesiac juz bylo zle bo siedze non stop przy komputerze! Jedynie bylo dorbze jak dostawalem pieniadze za projekt ale juz zaczela mi wydzielac czas keidy moge robic.
kazdy ma jakies swoje jazdy ale wydaje mi sie ze bylem odpowiedzialnym facetem, jej bratu zalatwilem prace w firmie gdzie pracowalem, bylo ciezko ale ublagalem szefa zeby mu dal szanse - dał i pracuje do dzis, jest zadowlony - bardzo mnie to cieszy. Pozniej zalatwilem prace jego dziewczynie w mojej drugiej firmie.
Razem wyremontowalismy mieszkanie rodzicom - alkurat duzo rzeczy sam umiem zrobic. W sumie cieszylo mnie to ze moge pomoc i ktos mowi o mnie dobrze.
Ale niestety to nic nie znaczylo , popadlem w depreche ciagle klotnie niezadowolenie, nawet jak zrobilem super kolacje to pozniej dostalem opierdziel ze nie pomylem talerzy a w sumie to nie musze robic. Ciezko jest tak funkcjonowac.
I stracilem wiare, poznalem kogos, to moj blad ale niestety tak to wyglada - doznalem szoku jak poznalem kogos i moglem z tym kims porozmawiac normalnie, bez wyrzutow, spokojnie i bardzo miło - był to dla mnie duży szok ze tak sie da wogole. I zaczelo sie rozpadac to nasze "malzenstwo" , moja zona uznala to za zdrade, fakt i moze tak jest ale ona nie widzi wogole przyczyn tego rozpadu. Wg niej ja rozbilem to malzenstwo poneiwaz kogos sobie znalazlem ale naprawde duzo potrafilem zniesc.
Wyprowadzilem sie, mieszkam pol roku u matki, widuje sie z dzieckiem bo bardzo go kocham i chce byc najlepswzym ojcem jakiego mogl sobie wymarzyc i pomimo wszystko będe tak robil.
To po krótce moja historia, teraz czas na pytanie.
Moja zona chce wniesc pozew o rozwod tylko z mojej winy bo zdradzilem, no fakt wg prawa tak sie stalo ale ona wczesniej nie zlozyla pozwu, nasze stosunki przemienili sie hmmmm w takie troche bardziej miłe , zaczelismy normalnie rozmawiac ale na tematy nie zwiazane z nami, potrafilismy byc takimi "przyjaciolmi" na odleglosc wtedy sie jakos dogadujemy. Ustalismy ze chcemy rozwod jak najbardziej ugodowo bo szkoda czasu na udręki.
Ale jednak zona chce wniesc pozew tylko z mojej winy, ja wiem co zrobilem zle ale tez wiem ze moja psycha nie wytrzymala i nie potrafie byc w zwiazku gdzie ktos musi rzadzic wszystkim i wszystkimi bo wg mnie malzenstwo to sztuka kompromisu.
I TERAZ NAJWAZNIEJSZE:
Zona w kwietniu przez internet tez poznala kogos w tym samym czasie jakos nasze stosunki sie poprawily, jakos potrafilismy rozmawiac o roznych rzeczach, o facetach jacy są, co kobiety sadza o pewnych kwestiach, takie normalne luzne rozmowy.
pytalem czy ma kogos - ona ze nie bo jak ma znalesc nie ma czasu i wogole dziecko , jak sie pozniej okazalo spotyka sie z kims, oczywiscie nie mam do tego nic poniewaz nie mieszkamy razem i ma prawo.
Natomiast pozniej wychodzilu nowe okolicznosci okazalo sie ten facet przychodzi do nas do domu, Bóg jeden wie co tam sie wyczynia, poniewaz ja sie wyprowadzilem ona mieszka w wypasionym 3 pokojowym mieszkaniu i ja place jej 600zl na dziecko i jeszcze 500zl kredytu hip.
Jezdza sobie gdzies, ona przychodzi w sumie do naszego domu, gdzie sa jescZe moje rzeczy , ksiazki itd.....

Mam pytanie teraz jak taka sytuacja moze byc odbierana przez prawo ?
Bo ona mi wypomina ze 10 lat temu majac lat 20 jak bylismy ze soba rok z kims tam sie spotkalem ale w sumie bylismy jeszcze glupimi dzieciakami a jak ja jej wypominam faceta to mowi ze ona nie czuje sie winna bo przeciez ona nie zdradzila to ja wyszedlem z domu.
Moje pytanie czemu nie zlozyla pozwu 4 miesiace temu? tez poznala kogos spotyka sie z nim, facet pewnie sypia w moim mieszkaniu.
jak wyglada to jej posuniecie wg prawa? Bo ona nie widzi w tym nic zlego zrobila to dla dziecka.
Wiem ze jest taka osoba ktora nigdy przenigdy nie widzi w niczym swojej winy, nawet gdybym ja zastala w lozku z facetem mysle ze wytlumaczyla by sie z tego.
Nawet jak juz wiedzialem ze znim sie spotyka to pytalem czy facet byl u nas w domu, zapierala sie ze nie bo jak moze komus obcemu z internetu dac numer do swojego domu balaby sie, po czym po pol godz znajdyuje foty ktore jednak mowia co innego.
Czy ona postepuje fair? Bo ja i moze zrobilem cos zlego no ale kurcze mogla zlozyc pozew wczesniej. tez cos zrobila jak jednak jestesmt malzenstwem jak to wyglada w swietle prawa?
Czemu ma byc moja wina , ja dbalem o dom, zarabialem, nie piłem pomagalem jej rodzinie. Nawet teraz mi powiedziala ze ona wie ze jestem dobrym czlowiekiem w glebi serca.
Proszę o jakieś komentarze.
Dziekuje.

2009.7.28 11:44:3

Odpowiedzi w temacie: Rozwód a ustalenie winy - jak to wygląda? (4)

Hym mam wrazenie ze znam juz podobny scenariusz mam kolege w pracy ktory ma podobnie w domu jak Ty i to ja jestem jego przyjaciolka ktora umie go sluchac i doradzic bo ktos taki jest w zyciu potrzebny drugiemu czlowiekowi. I tu wlasnie jest sedno calej sprawy czy jezeli Twoja zona umialaby z Toba rozmawiac i zyc z Toba na stopie partnerstwa i wzajemnego zaufania to czy Ty bys szukal kogos komu mozesz wyplakac sie w kolnierz szukal pocieszenia,zrozumienia chyba nie PRAWDA dlaczego niektore kobiety sa tak uparte i nie potrafia zyc z mezczyzna ktory robi dla nich wszystko jest dobrym ojcem,mezem czy wszystko musza spieprzyc swoja zawzietoscia i uporem chyba nie na tym polega zycie. Tak tez dzieje sie w zyciu mojego kolegi jest dobrym czlowiekiem pracuje zarabia kupe kasy zeby zona byla zadowolona maja fajnego i zdrowego synka piekne duze mieszkanie dwa samochody co roku wczasy w kraju albo za granica ona tez pracuje tez niezle zarabia a ciagle jest zle tak jak w Twoim przypadku. Jestem kobieta tkwilam w swoim chorym malzenistwie 25 lat co mi na dobre nie wyszlo zreszta nikomu ale moj maz nie dal mi niczego oprocz zmartwien,dlugow i trojki dzieci i jak slysze ze takie durne KROWY maja takich dobrych mezow i wszysto to czego ja nie mialam to po prostu noz mi sie w kieszeni otwiera.Czego one jeszcze chca jakiegos nieszczescia zeby sie w koncu opamietaly czy porzadnego kopa od zycia chyba komus tu za dobrze !!! Naprawde szkoda mi Cie i tego mojego kolegi bo wasze zony to prawdziwe jedze ktore same nie wiedza czego chca sa po prostu rozpieszczone.

2009.8.12 15:57:45

Cześć jestem mężatką od 8 lat.Ale chyba od początku to była pomyłka,jakieś zauroczenie albo może chęć ucieczki z domu rodzinnego w którym też nie było kolorowo.Miałam jednak nadzieje.że po ślubie jakoś to ogarne,jakoś się poukłada.Mamy dwoje dzieci 8lat i 2latka.Młodszego syna mamy od 1,5roku w rodzinie zastępczej.Mój mąz od zawsze lubił zaglądać do kieliszka,jedyna zaleta to to,że nigdy nie podniusł na mnie ręki.Na początku tego roku dostał pierwsz atak padaczki alkocholowej,ale on twierdzi,że nie ma problemu,że ja to wszysko zmyśliłam bo on nic z takiego ataku nie pamięta.Teraz już wiem,że nie dam rady dłużej tego wytrzymać.Decyzja o rozwodzie rośnie we mnie od dawna.Obiecywał,że się zmieni,ja mu dawałam kolejną szanse,chciałam żeby było dobrze,mimo,że wiem,że go nie kocham,to chciałam tą rodzine utrzymać ze względu na dzieci,boje się czy nie strace najmłodszego dziecka po rozwodzie.Ja już dłużej tego nie zniosę,jestem bardzo nerwowa,wogule wiem,że się zmieniłam.Doradzcie mi czy mogę założyć sprawę żeby nie stracić dzieci?Jestem zrozpaczona.

2009.10.6 10:21:36

kurcze przeczytałąm to to sie wzruszyłam wczasie małzenstwa obydwoje kogos macie wiec sad powinien orzec to z obu win mysle ze nie ma znaczenia kto pierwszy byłes dobrym merzem ojcem ale miłosc sie w pewnym czasie skonczyła i pewnie przez to znalazłes kogos innego.Mysle ze jak w sadzie opowiesz to co tu napisałeś to bedzie dobrze i rozwód bedzie bez orzekania o winie bo tak naprawde to wina lezy po obu stronach moim zdaniem po przeczytaniu tego artykułu to zagłubiliscie sie obydwoje w pewnym czasie.

2010.2.6 2:37:41

Jak to przeczytałem to myślałem że ktoś napisał scenariusz mojego życia, dokładnie taki sam, identyczne sytuacje, jestem właśnie na etapie dowiadywania się w sprawach odnośnie rozwodu, w sumie już jestem zdecydowany tylko nie chciał bym popełnić jakiegos błędu...

Wzruszyła mnie ta historia, ponieważ właściwie to historia mojego życia...

Trzymaj się kolego, najważniejsze żeby być szczęśliwym w życiu

2010.2.23 11:41:28

DODAJ POST W TEMACIE

Aby odpowiadać na forum musisz się zalogować!

Masz inne pytanie do prawnika?

Potrzebujesz pomocy prawnej?

Zapytaj prawnika