Forum prawne

dręczenie psychiczne - forum prawne

Mam 37 lat. Od zawsze mieszkam w mieszkaniu, którego właścicielem jest moja matka. Moi rodzice rozwiedli się jak byłam bardzo mała. W dzieciństwie matka pod byle pretekstem wyzywała mnie, że jestem "diabelskim nasieniem", na mojego ojca znajomi mówili "Mefisto", poza tym zalicza się do "półświatka", wiele razy miał do czynienia z prawem, odsiadywał kary pozbawienia wolności. Od kiedy rodzice się rozwiedli(powódką była matka a uzasadnieniem było "nieróbstwo i kanciarstwo" ojca) nie miałam żadnego z ojcem kontaktu aż do 17tego roku życia. Do połowy szkoły podstawowej było w miarę normalnie. Byłam zdolną uczennicą, wybiegającą ponad przeciętną. W domu również nie odczuwałam szczególnie jakiejś presji jednakże miały miejsce mało znaczące incydenty, których nie ma sensu przytaczać(znęcanie fizyczne jednak wszyscy rówieśnicy dostawali lanie od swoich rodziców i wydawało mi się to normalne). Mój koszmar tak naprawdę zaczął się od piątej klasy. Przeprowadziliśmy się i matka zapisała mnie nie do osiedlowej szkoły tylko do tej, w której uczyła. To dość istotne,że była nauczycielką. Do ósmej klasy niejednokrotnie byłam upokarzana i poniżana; tych "przyjemności" doświadczyli również moi ówcześni przyjaciele(np. musiałam dwukrotnie na kolanach przepraszać publicznie nauczycieli za to, ze w tłumie otarłam się teczką o w-f'istę oraz za to, że chciałam poznać odpowiedź na pytanie z testu. W-f'istę przepraszałam trzykrotnie na jednym apelu przed cała szkoła na kolanach; często zdarzało się, że matka wyzywała na lekcjach moje koleżanki od "obkolczykowanych krów, które szlajają się po krzakach z chłopakami").Wtedy również zaczęło się odbieranie mi poczucia własnej wartości. Nigdy nie byłam geniuszem ale zawsze miałam "czerwony pasek". Nie dlatego, że rzeczywiście umiałam ale dlatego, że "miałam mamę nauczycielkę". mówiono mi to wprost, przy klasie, na wycieczkach klasowych. Mówili mi to nauczyciele przy kolegach i koleżankach z klasy. Od kiedy urosły mi piersi(12-13 rok życia) matka zaczęła się nimi w dość specyficzny sposób chwalić. Piersi miałam naprawdę bardzo duże i w wieku 12stu lat były dla mnie dość wstydliwą sprawą. Matka natomiast traktowała to jak przedmiot przetargu, podkreślała ogrom ich rozmiaru przy każdej okazji i zdarzało się, że zachwalała moje zalety do starszych mężczyzn, którzy potem mnie nagabywali. Pierwszy biustonosz kupiła mi kiedy wychodziłam z podstawówki. Jednak dzięki tej "reklamie" życie seksualne zaczęłam bardzo wcześnie, z dużo starszym mężczyzną. Pierwszy raz w ciążę zaszłam w wieku 16tu lat. Poroniłam.
Jednak nikt mnie nie zaprowadził do ginekologa. Trafiłam do księdza na prywatną spowiedź w obecności matki. Musiałam " gorzko żałować za grzechy". W kolejną ciążę zaszłam po roku. Tym razem matka zafundowała mi "skrobankę" i kolejną spowiedź, tym razem w Częstochowie. Do ginekologa nie trafiłam w celach edukacyjnych. Nie miałam pojęcia, że istnieje antykoncepcja hormonalna. Ksiądz mi powiedział jedynie o kalendarzyku małżeńskim, który będę mogła stosować z mężem, który mi "powie, o co chodzi". W ogólniaku spadła drastycznie średnia moich ocen a moja obecność w szkole stała się sporadyczna. Tuż przed maturą wypisałam się ze szkoły. Wpadłam w "złe" towarzystwo i poznałam swojego pierwszego męża. Wzięliśmy ślub cywilny. Zamieszkaliśmy u niego. Zaszłam w ciążę. Niestety będąc w terminie 5 i pół miesięcznej ciąży za wcześnie urodziłam i dziecko zmarło po półtorej doby życia(rok wcześniej znajoma urodziłam w terminie 4miesięcznej ciąży i dziecko zostało uratowane...za sprawą przewiezienia do kliniki-za łapówkę).Chcieliśmy pochować syna w grobie rodzinnym męża. Matka jednak nie zgodziła się na to i za naszymi plecami, wykorzystując stan nas obojga zorganizowała pogrzeb i pochowała nasze dziecko w bezimiennym grobie. Płytę nagrobną brat matki włożył do grobu mojej prababki. Maż po tym zajściu się mocno uzależnił. Ostrzegłam go, że jeśli nie wyjdzie z nałogu odejdę. I rzeczywiście odeszłam. Myślałam, że przemyśli sprawę. Niestety uzależnienie okazało się silniejsze. Zamieszkałam u matki ale nie rozwiodłam się z nim. Do tej pory jest jedyną miłością mojego życia. W tym okresie matka zdecydowała się wyjechać z kraju. Oznajmiła mi, że jeśli nie przeprowadzę rozwodu to nie zostawi mi kluczy do mieszkania. Byłam więc zmuszona do sformalizowania naszego rozejścia. Żałuję tego do tej pory. Mąż po tym fakcie zupełnie popłynął. Już nie żyje. Tuż po jego śmierci okazało się, że zaszłam w ciążę. Ojca mojego dziecka nie kochałam ale ciążę postanowiłam donosić i urodzić dziecko. Matka wymusiła na mnie ślub bo "jak tak można samotnej mieć dziecko". Cała rodzina wywarła na mnie presję. Wiec wyszłam za mąż kolejny raz. W niedługim czasie się rozwiodłam nie patrząc na nic. Moje dziecko okazało się być niepełnosprawne. Ojciec się ulotnił. Matka była za granicą, wysyłała mi kasę na życie, na studia, na opiekunkę, opłacała mieszkanie. W pewnym momencie sprzedała mieszkanie, kupiła dom. Na siebie. Dom okazał się skarbonką. CO elektryczne okazało się dla mnie zbyt drogie w utrzymaniu. Miałam dług w zakładzie energetyczny. Nie wiedziałam, co mam robić. Matka przyjechała do kraju na 1,5 miesiąca. Postanowiłam sama jechać za granicę i zarobić na spłatę zadłużenia. Nie zdążyłam. Matka oddała mojego syna do domu dziecka, spłaciła dług za prąd i wyjechała za granicę.Ja bez honoru wróciłam do kraju ratować syna. Nic nie zarobiłam, w dodatku straciłam dziecko i pieniądze z MOPS. W tym okresie poznałam mojego kolejnego partnera. Syn przebywał w internacie szkoły specjalnej więc ja mogłam iść do pracy. Mój partner również pracował. Trochę pił, przeszkadzało mi to ale byliśmy zgodną parą. Zaszłam w ciążę. W tym czasie matka chciała na mnie przepisać dom ale trzeba było zapłacić sporą sumę za darowiznę i zrezygnowaliśmy z tego. Nie stać nas było. Prowadziliśmy bar jednak dochód wcale nie był bajoński. Ledwo starczało na opłaty. W tym momencie matka wróciła do kraju. Ja zdążyłam odzyskać władzę rodzicielską nad synem. Myślałam, że nam pomoże, tym bardziej, że zamieszkała z nami. Okazało się jednak zupełnie odwrotnie. Już pierwszego poranka weszła do naszej sypialni "przykryć Grześka bo był nagi"; bar okazał się szybko "naszą okazją do balowania". Grzesiek okazał się "nierobem" a ona okazała się być "okradzioną ze wszystkiego, wykańczaną notoryczne ofiarą". Zaczęły się częste interwencje policji. Za każdym razem tylko szukała okazji, żeby się nas czepiać. Mnie oskarżała o to, że "tylko ciągnę od niej pieniądze", że " musi spłacać moje długi", że "ją okradłam ze wszystkiego" itp. Zaczęła się wyżywać na moim niepełnosprawnym dziecku. Znalazłam się między młotem a kowadłem: z jednej strony realny konflikt między mną a Grześkiem, z drugiej urojone pretensje o prawo wtrącania się w moje życie pod pretekstem tego, że mieszkamy w JEJ domu. W efekcie mój związek został spisany na straty. Bałam się, że zostanę z dziećmi na ulicy a jej chodziło tylko o to, żeby Grzesiek się wyprowadził. Więc się wyprowadził i zostałam sama. Ponieważ ona również się wyprowadziła. Pozwoliła mi wynajmować część domu w zamian za oświadczenie, ze co miesiąc daje mi 2000zł: 1000zł z wynajmu i tysiąc w formie tego, że mieszkam w jej domu. Podpisałam. Minęła zima. Przyszło rozliczenie energii, lokator się ulotnił a ja zostałam znowu z długiem. Mimo to, ze związek z Grześkiem był w okresie wegetacji dogadaliśmy się, że najlepiej wyjechać za granicę, zarobić i spłacić długi. Ze względu na to, że nie wzięliśmy ślubu scedowałam opiekę nad dziećmi na niego. Matka jednak zaproponowała, że zostanie z dziećmi jeśli pojedziemy razem. Więc znowu zrobiłam/liśmy Tak jak ona chciała. Podczas naszej nieobecności uruchomiła proces ustanowienia rodziny zastępczej, w porozumieniu z nami, ponieważ opieka nad dziećmi wiąże się z kosztami. Ja od razu miałam pracę ale z racji tego, że jestem schorowana(po resekcji wrzodu żołądka), bardzo szczupła pracę musiałam zmienić. Grzesiek natomiast bez języka miał wielką trudność znaleźć cokolwiek i wrócił do kraju. Do jej(naszego) domu. Po tyg. go wyrzuciła i uniemożliwiła całkowicie widywanie się z dziećmi. Dwa razy wezwała policję, założyła "niebieską kartę" i oskarżyła go o pobicie. Upominałam ją żeby nie utrudniała mu kontaktu z dziećmi. Wbrew mojej woli nadal robiła po swojemu. Dla świętego spokoju i z bezradności PRZYZWALAŁAM NA TO, bo co mogłam zdziałać na odległość. W pewnym momencie postanowiłam wrócić. Matka zdecydowała o sprzedaży domu, trzeba było wymusić na Grześku wymeldowanie a potem załatwić wszystkie formalności. Przyjechałam w poniedziałek. Spotkałam się najpierw z Grześkiem. Dowiedziałam się od niego i ciotek o beznadziejnym zachowaniu matki wobec dzieci(zostawianie w otwartym domu niepełnosprawnego dziecka samego, zatajenie wypadku młodszego dziecka, metody wychowawcze). Po powrocie do domu sama się przekonałam o warunkach w jakich dzieci były pod jej opieką(cały dzień przed komputerem, w domu brudno, w lodówce spleśniałe jedzenie, ubranka brudne, dzieci brudne) ale cóż, opiekowała się dziećmi więc nic nie powiedziałam. Przyjechałam pomóc jej w sprzedaży domu. Miałam nadzieję, że po wszystkim albo zabiorę dzieci i ją na obczyznę na stałe albo rzeczywiście, tak jak mówiła: utrzyma rodzinę zastępczą, kupi większe mieszkanie dla siebie i dzieci, dla mnie mniejsze, osobne, ja będę mogła iść do pracy tutaj i będzie więcej pieniędzy, WILK SYTY I OWCA CAŁA. Załatwiłam sprawę wymeldowania Grześka. Jednak jej stosunek do sprawy się nie zmienił: nadal zachowywała się tak jakby on cały czas przebywał w domu. Od rana do wieczora jeden temat:"jego tutaj nie będzie". Sytuacja o tyle się zmieniła, że już nie było mowy o kupnie mieszkania dla mnie bo ona "nie kupi mieszkania dla mnie żeby on mógł w nim mieszkać". Sytuacja trwała pięć dni. W sobotę znowu kolejny dzień od rana wyzywanie, grożenie, szantażowanie. Powiedziała mi nawet, że żeruję na dzieciach i, że dzieci nie odda bo ja się nie nadaję do ich wychowywania. Nie wytrzymałam. Była taka awantura, że oczami wyobraźni widziałam ją martwą. Wezwałam policję. Funkcjonariusze zbagatelizowali problem. Powiedzieli, że powinnyśmy się "normalnie dogadać" i wszystko będzie ok. Powiedziałam im żeby jej wytłumaczyli, że nie może ode mnie wymagać niemożliwych rzeczy bo jeśli nadal tak będzie to albo jej coś zrobię albo sobie.Policjant powiedział, że żartuję, żebym tak nie mówiła. Niewiele myśląc wzięłam do ręki nóż i przystawiłam sobie do żył. Nie po to, żeby się zabić tylko po to, żeby pokazać jak łatwo być na skraju wytrzymałości. Wykręcili mi ręce, zakuli w kajdanki i wezwali pogotowie. Przyjechała KPR. Lekarz spytał czy chcę poddać się leczeniu psychiatrycznemu czy chcę zostać w domu. Powiedziałam, że w domu nie zostanę. W szpitalu spędziłam kilka dni. Nie dostawałam żadnych leków. Mój stan w wypisie określono jako "bez wskazań do zatrzymania wbrew woli, bez objawów psychotycznych, bez myśli"s" " ze wskazaniem terapii: społeczność terapeutyczna, zajęcia aktywizujące i psychoedukacyjne, arteterapia. Podczas pobytu w szpitalu matka nawet nie zadzwoniła spytać o mnie. Do domu wracałam w piżamie autobusem bo nawet nie miałam jak zadzwonić(nie pamiętałam żadnego telefonu a swojego nie wzięłam). Po wejściu do domu zadzwoniłam do Grześka żeby przyszedł do dzieci. Przyszedł. Od matki usłyszałam, że powinnam się leczyć psychicznie. I zaczęła się awantura, że ona mnie wydziedziczy, że nic nie dostanę, że wyląduję na ulicy, że ją wykańczam, że tylko ciągnę pieniądze, że w szpitalu wylądowałam przez Grześka, i że Grzesiek NIE MA PRAWA PRZEBYWAĆ W JEJ DOMU. Był przy tym mój wujek, matki brat, który prawie zaczął się bić z Grześkiem. Wezwałam policję. Kolejna interwencja zakończyła się pouczeniem matki, że nie może mi zabronić przyjmować gości a tym bardziej ojca mojego dziecka....że tak nie można. Wujek zabrał ją do jej mieszkania i w końcu zostaliśmy sami. Na następny dzień pojechałam do kuratora. Chciałam się dowiedzieć jak mam założyć sprawę o długoletnie dręczenie psychiczne(przemoc w rodzinie). Wyśmiał mnie. Powiedział mi, ze to ja jestem nielogiczna i że to matka mi pomaga i zajmuje się dziećmi. Byłam na policji ponieważ Grzesiek dostał wezwanie na przesłuchanie w sprawie pobicia mojej matki. Chciałam ponad to założyć jej "niebieską kartę" ale dzielnicowy akurat jest na urlopie. I kogo spotkaliśmy na komendzie?? MOJĄ MATKĘ, KTÓRA PRZYSZŁA ZŁOŻYĆ ZEZNANIA W SPRAWIE POBICIA PRZEZ CÓRKĘ!!!!!!!
....jestem bezsilna
nie wiem, co mogę zrobić żeby się od niej uwolnić
dziś czytając definicję przemocy psychicznej na stronie http://zssb.ids.czest.pl/www/przemoc/index.php?id=przemoc_psychiczna
zgadza się wszystko i przejawy i konsekwencje...jednego tylko nie ma w moim życiu tak jak na tej stronie opisują...to nie ona straszy, że sobie coś zrobi tylko ja :(
...opisałam tu właściwie całe moje życie...gdzieniegdzie maczając fakty w zabarwienie emocjonalne....mój stan psychiczny jest zgodny z definicją na stronie...mam nawet nerwicę, silne migreny, jestem po resekcji żołądka...wyglądam jak śmierć
a chcę mieć tylko spokój i wolność wyboru...bo nawet nie wiem, które decyzje życiowe NAPRAWDĘ były moje
proszę PORADŹCIE, CO Z TYM WSZYSTKIM MOGĘ PRAWNIE ZROBIĆ???
czy mogę w jakiś sposób wywalczyć od niej samodzielne mieszkanie dla swojej rodziny??

Odpowiedzi w temacie: dręczenie psychiczne (5)

DODAJ POST W TEMACIE

Aby odpowiadać na forum musisz się zalogować!

Masz inne pytanie do prawnika?

Potrzebujesz pomocy prawnej?

Zapytaj prawnika