Problem z wynajmującym, nagłe koszta

Witam,

Przez ostatnie kilka miesięcy wynajmowałem pokój w mieszkaniu. Umowa była na czas nieokreślony. Tydzień temu nagle została mi wypowiedziana umowa. W umowie był sprecyzowany 30 dniowy okres wypowiedzenia. Nie czekałem z przeprowadzką i umówiłem się na oddanie kluczy 2 dni temu. Na miejscu jednak wynajmującego nie zastałem, więc zadzwoniłem do niego. Zostałem poinformowany że mój współlokator (syn wynajmującego) pod moją nieobecność obejrzał pokój i nie znalazł żadnych wad, więc jako że kaucja wynosiła wysokość jednomiesięcznego czynszu to jesteśmy kwita.

Dziś jednak dostałem telefon, że odkryto w mym byłym pokoju wielkie szkody. Kanapa zawiera na sobie wyraźną plamę, przez co nie nadaje się już do użytku. Wynajmujący przez to rzekomo nie jest w stanie wynająć już tego pokoju, bo nikt się nie skusi na pokój z taką "wadą". Wynajmujący początkowo zaproponował bym oddał pieniądze za kanapę (koszt koło dwóch tysięcy złotych), bądź naprawił szkody.

W umowie powołałem się na dwa fakty: syn jakoś podczas oględzin tej plamy nie zauważył, zaś w umowie mamy napisane, że najemca nie ponosi szkody za drobne wady wynikające ze standardowego użytkowania pokoju (w co raczej się wlicza spontanicznie pojawiająca się fala). W dodatku pranie kanapy na pewno nie kosztuje ponad tysiąc złotych (wysokość kaucji).

Wynajmujący po tym zaproponował, bym zapłacił wysokość jednomiesięcznego czynszu, bez rachunków, w ramach zadośćuczynienia.

Co teraz zrobić? Cała sytuacja nie wydaje mi się zbytnio uczciwa, szczególnie że wynajmujący zgodził się na zniżkę "zadośćuczynienia" z 2 tyś na sporo niższą. Obawiam się także, nawet gdybym zapłacił to najemca mógłby domagać się zapłaty za nowo odkryte uszkodzenia.

Zarówno przy otrzymaniu kluczy jak ich oddaniu nie został sporządzony protokół o szkodach. Jedyne co wspólnie podpisywaliśmy to umowa najmu i wypowiedzenie mieszkania.